Telefon zadzwonił późnym wieczorem, gdy Valeria i Vincente
leżeli już w łóżku, pogrążeni w swoich lekturach. Wymienili tylko krótkie
spojrzenie, po czym mężczyzna powoli zaczął się podnosić. Od przedpokoju
dzieliło go kilka metrów, zaniechał więc zakładania szlafroka, wsunął kapcie na
stopy i żwawym krokiem powędrował by podnieść słuchawkę.
-Del Bosque, słucham? – zapytał po hiszpańsku znużonym
tonem.
-Dobry wieczór. Przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze,
ale mamy tutaj mały kryzys – po drugiej stronie odezwał się męski głos z
wyraźnym angielskim akcentem – Nazywam się Christopher Milton, jestem
psychologiem z londyńskiego Maudsley Hospital, dzwonię w sprawie panny Falcones.
Minęło kilka sekund nim Vincente zdał sobie sprawę o kim
mowa, zerknął z niepokojem w kierunku sypialni, gdzie leżała teraz jego żona i
zapewne słyszała każde słowo.
-Dolores? Czy coś się stało, czy jest ranna?
-Proszę się nie martwić, pańska wnuczka jest cała i zdrowa.
Vincente przełknął głośno ślinę. Widział ją tylko raz w
życiu, gdy miała może pięć lat, nic więc dziwnego, że świadomość posiadania
wnuczki nie była w nim głęboko zakorzeniona.
-Ale przecież dzwoni pan ze szpitala… doprawy, nie rozumiem…
- był już lekko podenerwowany, co zdarzało mu się niezwykle rzadko, słynął
przecież ze swojego stoickiego spokoju i kamiennej twarzy.
-Maudsley Hospital jest szpitalem psychiatrycznym, panie Del
Bosque, pańska wnuczka uczęszczała do nas na terapię od czerwca zeszłego roku.
-Uczęszczała? Czyli terapia zakończyła się sukcesem, tak?
Vincente usłyszał jak jego rozmówca wzdycha głośno, a w tym
samym momencie na korytarzu pojawiła się Valeria, w szlafroku narzuconym na
koszulę nocną. Spojrzała na męża łagodnie, jakby chciała dodać mu otuchy. Jakby
wiedziała, co stanie się za chwilę.
-Niestety nie. Z przykrością informuję, że
dziewięciomiesięczna terapia nie przyniosła zupełnie żadnych rezultatów,
Dolores wciąż ma problemy z powrotem do codzienności, pozostaje cieniem samej
siebie.
-Czy jest coś, co mogę dla niej zrobić?
-Wspaniale, że pan pyta, bo właśnie w tym celu pozwoliłem
sobie zadzwonić. Wraz z jej terapeutą doszliśmy do wniosku, że najlepiej dla
Dolores byłoby nawiązać kontakt z rodziną, nawet odległą. Została w Londynie
zupełnie sama, zerwała wiele więzi, zamknęła się w sobie.
Tym razem to Vincente westchnął ciężko i zaczął rozcierać
skroń wolną dłonią. Gdy zerknął na żonę, ta nieznacznie skinęła głową, mimo iż nie
mogła przecież słyszeć doktora Miltona.
-Czy istniałaby możliwość, żeby zaopiekował się pan Dolores,
do czasu aż przyniesie to efekty?
Starszy mężczyzna przeczuwał, że takie pytanie padnie w tej
rozmowie prędzej czy później, jednak ta przewaga czasowa wcale nie ułatwiła mu
odpowiedzi na nie. Przez jego głowę momentalnie przewinęły się sceny ostatniej
rozmowy z synem, jego krzyki, zapewnienia, że nigdy więcej nie zobaczy wnuczki,
trzaśniecie drzwiami i pisk samochodowych opon, a potem głucha cisza. Czy jest
gotowy sprostać temu zadaniu, czy zdoła pomóc dziewczynie, z którą łączą go
więzy krwi? Czy ona w ogóle będzie tego chciała? A może odwróci się od niego,
zupełnie jak jej ojciec?
-Panie Del Bosque? Czy mam bukować lot dla Loli? – głos Miltona
dochodził jakby spod wody.
Ta jedna chwila, jedno słowo wystarczyło, by przed oczami
Vincente stanęła mała dziewczynka, taka, jaką zapamiętał po tym jedynym dniu,
który dane im było spędzić razem. Lola.
-Tak. Tak, proszę wybrać najwcześniejszy, jaki się da.
***
-Przyznaj, że ojciec po prostu wreszcie znalazł sposób by
wcisnąć Ci przyzwoitkę do mieszkania – Javier Del Bosque wyszczerzył się w
uśmiechu do swojej siostry, z którą zajmował jeden ze stolików w madryckiej
kawiarni.
-No bardzo śmieszne, naprawdę. Ja się tam cieszę, że wreszcie poznamy tę
tajemniczą bratanicę.
Allegra zgrabnym ruchem odrzuciła włosy na plecy i sięgnęła
po swoją filiżankę. Trzecia kawa tego dnia, a czekały ją jeszcze trzy wywiady,
które na pewno sprawią, że sięgnie po kolejna dawkę kofeiny. Jak na reporterkę
telewizji śniadaniowej pracowała zdecydowanie zbyt ciężko, chciała jednak
zapracować na własne nazwisko, a nie do końca życia być rozpoznawaną dzięki sławnemu
ojcu.
-Kiedy się wprowadza? – zapytał Javier, który od kilku dni
żył głównie tym tematem.
-Wieczorem odbieramy ją z lotniska, miło by było gdybyś
pojechał z nami.
-A ona nie jest za młoda na takie samotne podróże? Ile
właściwie ma lat? Piętnaście?
-Dwadzieścia, braciszku, dwadzieścia. Nie udawaj, że tego
nie wiesz, bo wszyscy już Cię rozgryźli. Próbujesz ją rozpracować zanim jeszcze
ją zobaczysz.
-Taki zawód – brunet wzruszył ramionami, jednak po chwili
śmiał się już serdecznie razem z siostrą.
Od zawsze stanowili zgodne rodzeństwo, różnica wieku, choć
znaczna, nigdy nie przeszkodziła im w zostaniu przyjaciółmi. Javier był
idealnym starszym bratem, może momentami zbyt nadopiekuńczym, jednak dzięki
temu narwana Allegra nie wypakowała się w żadne poważniejsze kłopoty. Uzupełniali
się wzajemnie, a ich relacja od zawsze była powodem do dumy rodziców i obiektem
zazdrości wśród rówieśników. To właśnie Javier powiedział młodszej siostrze, że
mają przyrodniego brata, owoc młodzieńczej miłości ojca. Oboje z Allegrą byli
ciekawi kolejnego Del Bosque, jednak ten bardzo zawiódł ich nadzieje. Był sporo
starszy, nieprzyjaźnie nastawiony, wręcz wrogi wobec ojca. No i przede
wszystkim – nie przyjął jego nazwiska, co było tak naprawdę przypieczętowaniem
tego, że nigdy nie będzie jednym z nich. Gdy więc Victor Falcones zginął wraz z
żoną w wypadku samochodowym w zeszłym roku, żadna rozpacz nie wchodziła w grę.
O pogrzebie zostali poinformowani po fakcie, odwiedzili jego grób w Londynie,
jednak nie dostąpili zaszczytu poznania jego córki. Nic więc dziwnego, że
teraz, gdy osławiona Lola Falcones miała pojawić się w ich życiu, a na dodatek
zamieszkać z Allegrą, byli jej ciekawi.
-Możesz być pewna, że się pojawię, za nic nie odpuszczę
takiego widowiska. Psychiatryk, co? Myślisz, że trzymali ją w kaftanie?
Szatynka rzuciła bratu oburzone spojrzenie i aż pokręciła
głową z niedowierzaniem.
-Czasem się zastanawiam jak bardzo zgubny wpływ na Ciebie
mają Carles i Gerard. Dorosły facet, a takie dziecinnie głupie odzywki.
-No dobrze już, dobrze, nie dąsaj się, złość piękności
szkodzi. Ale przyznaj sama – nie możesz się doczekać.
Allegra początkowo spojrzała na niego chłodno, jednak po
chwili kąciki jej ust uniosły się nieznacznie do góry i kobieta kiwnęła głową.
Zaraz potem spojrzała na zegarek, po czym poderwała się gwałtownie z krzesła.
-Już jestem spóźniona – rzuciła z rozpaczą w głosie i
zaczęła zbierać ze stolika swoje rzeczy.
Zgarnęła klucze samochodowe i telefon do torby, jednym
łykiem dopiła kawę, lecz gdy sięgnęła po gazetę, niepołączone strony rozsypały
się po podłodze. Oboje z Javierem rzucili się do zbierania, jednak gdy pod nos
Allegry podleciała kartka z rubryką plotkarską, brunetka wciągnęła głęboko powietrze.
-O cholera – wyszeptała z przejęciem i chwyciła stronę w
obie dłonie, jej oczy zachłannie sczytywały tekst z każdej linijki.
Gdy skończyła, podała gazetę bratu, któremu chwilę później
wyrwało się na głos dość niecenzuralne przekleństwo. Javier i Allegra Del
Bosque spojrzeli po sobie, a każde z nich miało minę jakby ktoś właśnie im
powiedział, że Hiszpania nie zakwalifikowała się na Mundial.
***
Salon wyglądał tak, jakby przeszła przez niego trąba
powietrzna. Jedna z zasłon była zerwana, stolik do kawy przewrócony, wszystkie
książki z regału leżały teraz na ziemi, wśród odłamków szkła z potłuczonego
wazonu. Z kuchni dało się wyczuć woń przypalonej potrawy, jednak pan domu
chwilowo miał to gdzieś.
Xabi Alonso siedział w fotelu, w jednej dłoni trzymał
szklankę z whisky, a w drugiej – dzisiejszą gazetę. Głowę miał opuszczoną w dół
i wyglądał jakby spał, jednak co chwila wzdychał ciężko lub rzucał wiązanką
przekleństw. I tak od rana.
W pewnej chwili zacisnął dłoń z gazetą w pięść, tak, że
całkowicie zgniótł papier, jednak w następnym momencie zaczął go rozprostowywać
aby jeszcze raz spojrzeć na zdjęcie, które zburzyło jego dotychczasowy świat.
Nagore, jego żona, jego pierwsza wielka miłość, matka jego syna obściskiwała
się z jakimś młodym mężczyzną ubranym w, na pierwszy rzut oka, drogi garnitur.
Na kolejnym zdjęciu wsiadała do jego samochodu, na następnym – wchodzili razem
do hotelu, objęci, roześmiani.
Xabi jednym łykiem opróżnił szklankę whisky, po czym cisnął
nią o ścianę, a szkło rozprysło się na tysiące małych kawałeczków. Dokładnie
tak samo jak jego serce. Ukrył twarz w dłoniach, jednak nie potrafił płakać,
czuł się tak bezsilny jak jeszcze nigdy wcześniej.
Nagle, gdzieś z pośród książek i rozbitego szkła, rozległ
się dzwonek telefonu, więc piłkarz podniósł się powoli z fotela, z małą, wątłą
nadzieją, że oto dzwoni jego żona, by wyjaśnić artykuł o swoim romansie.
Mężczyzna sięgnął ręką na oślep i wydostał telefon spomiędzy grubych tomów encyklopedii,
przy okazji kalecząc się w dłoń. Zerknął na wyświetlacz i jęknął bezgłośnie, po
czym zdecydowanym ruchem odrzucił połączenie. Nie miał ochoty na rozmowę z
Allegrą, chociaż wiedział, że zrobiłaby wszystko, żeby go pocieszyć. On nie
potrzebował pocieszenia, nie teraz, nie dziś. Chciał usłyszeć wyjaśnienia żony
aby potem móc odejść od niej bez wyrzutów sumienia. Pomyślał o Jontxu, przebywającym
obecnie u dziadków, już w tej chwili wiedział, że będzie walczył o opiekę nad
nim.
Telefon zadzwonił po raz kolejny, na wyświetlaczu ponownie
pokazała się uśmiechnięta twarz panny Del Bosque jednak i tym razem Xabi
odrzucił połączenie. Znając życie, Allegra nie podda się tak łatwo, więc
mężczyzna zapobiegliwie wyłączył telefon i odrzucił go na kanapę. Obrzucił
pomieszczenie szybkim spojrzeniem i skierował się do barku po kolejną szklankę
i niezbędną w tej chwili dawkę alkoholowego znieczulenia.
***
W sali przylotów lotniska Madrid-Barajas panował chaos,
samolot z Londynu wylądował bez większych trudności, przywożąc ze sobą grupę
starszy pań, udających się na pielgrzymkę, biznesmenów pod krawatem, rodziny z
dziećmi a także Lolę.
Valeria Del Bosque od razu rozpoznała wnuczkę swojego męża,
chociaż widziała ją zaledwie raz w życiu, piętnaście lat temu. Nie sposób było
jednak nie rozpoznać tej skupionej miny, lekko zsuniętych brwi i bystrych oczu,
wodzących dookoła. Widać było, że ta smukła, średniego wzrostu dziewczyna chłodno
analizuje swoje położenie i zaczyna je powoli przyjmować do wiadomości.
Ciągnęła za sobą niewielką walizkę na kółkach i rozglądała się uważnie. Wyglądała
na zaspaną, widocznie zdrzemnęła się podczas lotu.
-To ona? Nie widać żadnych odchyleń od normy – cicho stwierdził
Javier, za co natychmiast został skarcony przez matkę i siostrę, jednak jego
ojciec nie zwrócił na to uwagi.
W pewnym momencie Lola wreszcie ich dostrzegła, całą
czteroosobową rodzinę, na widok której przystanęła w pół kroku. Wiedziała, że
wszyscy wpatrują się w nią z ciekawością, jednak ona nie mogła się powstrzymać
by nie zerknąć najpierw na swojego dziadka. Starała się przywołać jego mgliste
wspomnienie z dzieciństwa, jednak w jej głowie pojawił się jedynie obraz
młodego Vincente i jej babci Mayi, który zapamiętała ze starej fotografii. Przełknęła
cicho ślinę, zastanawiając się, co robić dalej. Nie wyobrażała sobie rzucania
się w ramiona dziadka, na pewno zszokowałaby go bardziej niż siebie samą. Nie
wiedziała nawet jak ma się do niego zwracać, czy ma traktować jego żonę w
specjalny sposób, co z jego dziećmi? Nie pozwoliła jednak by ogarnęła nią
panika, wyprostowała się i z podniesioną głową oraz nieśmiałym uśmiechem na ustach
podeszła do swoich krewnych.
-Witamy w Hiszpanii! – wesołym głosem odezwała się Allegra i
wyciągnęła do Loli rękę, którą ta po chwili uścisnęła – Jak podróż, obyło się
bez problemów?
-Nawet jeśli coś się działo, ja i tak to przespałam –
odpowiedziała czarnowłosa obserwując reakcje na swój płynny hiszpański.
Zauważyła, że brunet, który do tej pory spoglądał na nią
podejrzliwie, uśmiechnął się pod nosem i pokiwał lekko głową, wyrażając tym
samym nieme uznanie dla umiejętności językowych swojej przyszywanej bratanicy. Valeria
Del Bosque uśmiechnęła się promiennie i zaoferowała, że razem z dziećmi
odbierze bagaże Loli, na co dziewczyna tylko przytaknęła, w mig rozgryzając jej
plan. A gdy już została sam na sam z dziadkiem…
-Masz oczy swojej babci – powiedział po chwili milczącego
wpatrywania się we wnuczkę.
Lola nie mogła wykrztusić nic sensownego, kiwnęła więc tylko
głową, na znak, że przyjęła to do wiadomości. Vincente nie był pierwszą osobą, która
sprawiła jej taki komplement, jednak jakimś cudem w jego ustach zabrzmiało to ze
sto razy większą mocą niż zwykle. Jego słowa zrobiły na niej niezwykłe
wrażenie, bezwiednie wyciągnęła ku niemu swoją dłoń, a jego dłoń już była w
pogotowiu by ją złapać. I stali tak w tej sali przylotów, wpatrując się w
siebie w milczeniu, trzymając się za ręce. Jak rodzina.
Wiedziała, że dużo czasu minie, nim poznają się z dziadkiem,
wiedziała, że wszyscy będą obchodzić się z nią jak z jajkiem, jednak miała
nadzieję, że przenosiny w nowe miejsce pozwolą jej zapomnieć o wydarzeniach z
przeszłości, że wreszcie koszmary zostaną daleko w tyle. Czas na nowy rozdział
w życiu Loli Falcones, oby był lepszy od poprzedniego.
-Witaj w domu – drżącym ze wzruszenia głosem powiedział
Vincente.
Będzie lepszy.
***
Okej, jest prolog. Błagam, dajcie znać, jak się podoba, czy styl leży i kwiczy, czy może jednak pisać dalej? Jeśli coś jest niejasne - pytajcie. Nigdy nie wiem, co pisać za pierwszym razem, więc już nie będę Was zanudzać. Besos!
Soundtrack znajdziesz tutaj: klik
Soundtrack znajdziesz tutaj: klik
* Uwielbiam ten porolog. Ciekawy i interesujący.
OdpowiedzUsuńAkcja się już tutaj rozwinęła, co nieco dowiedzieliśmy się o postaciach.
Wymiana linkami, jak najbardziej : *
Do 1 rodziału!
Kochana to jest wspaniałe...
OdpowiedzUsuńCiekawe jak poczuje się w swoim nowym domku???
Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział.
Poinformuj mnie o tym w dziale Informator na którymś z moich blogów ;**
Szóstka na: http://equation-of-love.blogspot.com/. Zapraszam ;)).
OdpowiedzUsuńProlog przypadł mi do gustu. W zasadzie drugi raz spotykam się z bohaterką, która miała swój epizod w szpitalu psychiatrycznym, jednak nie w takiej formie.
OdpowiedzUsuńŻycie rodzinne del Bosque jest zawirowane, ale dzięki temu bogate i ciekawe.
Pojawił się też i Xabi zraniony i zdradzony przez żonę. Szkoda mi go.
Mam nadzieję, że wszyscy ułożą sobie jakoś życie. :)
oczywiście, że będę informować. Ciebie prosiłabym o to samo.
Pozdrawiam!
kwestia-wyboru.blogspot.com
Boskie!!!Muszę wszytko nadrobić!Zapraszamy do nas:)
OdpowiedzUsuńhej :)
OdpowiedzUsuńweszłam i co widzę .?
Genialne opowiadanie :D
Muszę popaczyć na inne Twoje blogi ...
Informuj mnie na http://stories-bynikaaaa.blogspot.com/
Pozdrawiam :D
Dwójka na: http://algo-que-entretiene.blogspot.com/. Zapraszam ;)).
OdpowiedzUsuńKochana, język nie leży i nie kwiczy, jest cudownie, pięknie napisane uczucia, poznaliśmy już co nie co bohaterów, czuje,że będę lubiła czytać Twojego bloga! Jeśli możesz,informuj mnie na bieżąco na tt @agnieszkabalko lub na moim blogu www.you-are-my-fairytale.blogspot.com! :)
OdpowiedzUsuńOjej, śliczny prolog *__* Przeczytałam to za jednym tchem, haha. Ciekawe jak dalej się losy potoczą. Czy Lola sobie poradzi w Hiszpanii? Oby! Powiadamiaj mnie na tt: @wowlovelyit lub w zakładce Informator na http://meu-amooor.blogspot.co :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY!
OdpowiedzUsuńTyle, bo więcej to chyba nie jestem w stanie napisać.
No może oprócz tego, że jestem niezmiernie ciekawa dalszych losów bohaterów.
Pozdrawiam! :*
Genialne! Ciekawe czy uda jej się zaklimatyzowac u dziadka del Bosque ;d i jak ja przyjmą piłkarze ;d Czekam na pierwszy rozdział. Dodaj szybko!
OdpowiedzUsuńhttp://male-jest-wredne.blogspot.com/